Wczoraj mi nie poszło jak ku**ie w deszcz.... masakra. Niekiedy stwierdzam, że naiwność ludzka nie zna granic. Sama się chyba okłamuje że będzie dobrze, ale nie będzie. Miłość jest cudownym uczuciem i ma swoje fazy. Najpierw jest piękna i niewinna, później zaczyna się rozkręcać i nabiera rumieńców, przechodzi do szczytu uniesień bo jest namiętna i ognista, a później przechodzi w stan stabilizacji aż w końcu osiąga poziom wegetacji. Niekiedy po okresie wegetacji pojawia się wiosna i miłość na nowo rozkwita, ale nie wiem czy moja jesień już przeszła w zimę.... a gdzie tu jeszcze do wiosny. Jak na razie się staram nie wybuchnąć i to już uznaję za poważny sukces życiowy. No nie potrafię trzymać nerwów na wodzy i to mnie zawsze gubi, więc teraz naprawdę powstrzymuję się do maksimum. Złość piękności szkodzi, a ja muszę uważać bo nie mam czym już poszaleć. Moja wczorajsza migrena postawiła kropkę nad "i". Schowałam swój honor do kieszeni i po raz kolejny się ugięłam.
Niestety moje opowiadanie nadal wisi pod znakiem zapytania. Mam lekką tremę, nigdy nie byłam dobra z POLSKIEGO. To była moja pięta Achillesowa. A to ortografia, a to interpunkcja, składnia itd... ale się może odważę. Na razie muszę napisać bajkę do przedszkola :-) mam ubaw na maxa, bo nie wiem od czego zacząć. Tak wiem... dawno, dawno temu.... albo za 7 górami, za 7 lasami.... ale moja ambicja wzięła górę i chcę wymyślić bajkę z morałem :-) oczywiście jak już wreszcie ją stworzę to podzielę się oczywiście twórczością.
Kasieńka cóż mogę napisać...nie jesteś sama w tym dołku... Ale ponoć po każdej burzy wychodzi słońce - tu cała nadzieja buziaki!!!ewela;)
OdpowiedzUsuńhttp://rozkoszczytania.blogspot.com/
Witaj :-) jak miło że ktoś po za mną i moim prywatnym krytykiem literackim - Marysią tu zagląda ;-) dziękuję :-) Ale się cieszę :-)
OdpowiedzUsuń